Dąbrowica nocą

Pierwsze w sezonie 2010 wkkw

Jarek

Sezon 2010 wkkw otworzyliśmy startami w halowych wkkw.
Na pierwsze w historii klubu Aromer tego typu zawody pojechaliśmy w dość licznym gronie: Hania i Sharif, Zosia i Lando, Ewa i Merido, Magda i Ingana, Jarek i Portos. Towarzyszyła nam Kamila, bez której nie dali byśmy sobie rady z logistyką ;).
Dla naszej rodziny były to historyczne zawody, ponieważ pierwszy raz startowaliśmy wszyscy w jednym konkursie. Praktycznie była to klasa L, ale z różnymi wysokościami parkuru dla kucy i dużych koni. Można też było jechać kucykowy parkur 85 cm dużym koniem. Tak też zapisany był Portos i Ingana.
Najciekawiej zapowiadał się oczywiście kros, bo nikt dokładnie nie wiedział, co wymyśli jego budowniczy. W "próbie terenowej" znalazł się między innymi słomiany mur, kłody, rów z bańkami na mleko, wąskie fronty, hyrdy, palisada i stół. Praktycznie każda przeszkoda była inna, dlatego całość stanowiła trudny zestaw, zwłaszcza dla naszych młodych jeźdźców i debiutujących koni.
Zanim jednak ruszyliśmy na kros w sobotę odbyły się przejazdy ujeżdżeniowe.
Hania i Sharif z założenia jechali tylko dresaż (dzieci mogą startować w wkkw od 11 lat). Jak na debiut poszło im całkiem fajnie. Pojechali przede wszystkim cały program w prawidłowej kolejności figur i rodzaju chodów, a niedokładności głównie w rysunku, zostały "wycenione" na niecałe 50 %, co dało ponad 70 punktów karnych wkkw. Ale nie o te procenty chodziło.
Zosia i Lando jechała całe wkkw i był to jej prawdziwy debiut. Czworobok pojechany na 55 punktów karnych, nie był "szczytem możliwości" tej pary. Dobry rysunek i ładny dla oka przejazd psuły głównie niedokładności w przejściach, robione poza literkami. Prawdopodobnie Zosia myślami była już na trasie krosu, który odbył się nazajutrz. Już podczas oglądania trasy największe wrażenie zrobił na niej "olbrzymi" stół. Z niedowierzaniem pytała: "tato, a Lando to skoczy?". Zapewnienia, że to tylko inaczej wyglądający, bezpieczny okserek nie były chyba zbyt przekonywujące, bo była to przeszkoda, na której Zosia zakończyła próbę krosu, mając za sobą już połowę skoczonych przeszkód. Na podkreślenie zasługuje fakt, że Lando w zasadzie się nie zatrzymywał, tylko przejeżdżał obok stołu przekonany, że właśnie tak jest prowadzony przez swoją amazonkę :).
Treningowy charakter zawodów pozwolił na dopuszczenie Zosi do próby skoków. Tu już mimo sporej (85 cm) wysokości parkuru nasza zawodniczka pokazała bardzo ładny przejazd zakończony jedną zrzutką. Ze względu na nieukończoną próbę terenową nie była klasyfikowana w konkursie.
Kolejnymi debiutantkami w zawodach wkkw były Magda i Ingana. Praktycznie z założenia nie miały one startować w krosie. Dla Ingany były to pierwsze skoki poza domem, więc dokładanie jej na początek skoków przez beczki i krzaczki nie byłoby rozsądne. Potwierdziło się to już na czworoboku, gdzie Magda musiała się mocno nawysilać, aby przepchnąć kobyłkę we wskazanym kierunku. Dokładności przejazdu trudno było oczekiwać. Ingana z dużym zaciekawieniem oglądała wszelkie zakamarki Aromerowej hali. Nie mogła też oderwać wzroku od swojego odbicia w lustrach ;). Sukcesem tej pary było ukończenie próby. Dorobek punktowy nie jest tu istotny. Ingana to jeszcze dzieciak, który musi się obyć w "wielkim świecie". Brak doświadczenia wyszedł też na parkurze. Mocno kolorowy zestaw przeszkód ozdobiony koszami kwiatów, różnorodność stojaków zrobiły obu Paniach wrażenie. Mimo dużej determinacji Magdy, dojeżdżają tylko do "dwójki" :(. Magda robi jednak bardzo mądry krok. Mimo, że kolejny zawodnik dostał już od sędziów sygnał do startu (tak się jakoś pośpieszyli) zawodniczka jeszcze raz najeżdża na "jedynkę" w ramach tzw. skoku posłuszeństwa. Ingana skacze wreszcie tę przeszkodę tak jak to potrafi najlepiej. Jest to może klucz do sukcesu w drugim przejeździe, do którego Magda się zapisuje (nie jechała krosu, więc ma taka możliwość na tych zawodach). Drugi przejazd to już całkiem inny koń.
Poza błędem Magdy i wyłamaniu w szeregu - Ingana skacze cały parkur na czysto !!! I oby tak dalej.
Najmniej debiutancki był w Aromerze start Ewy na Merido, choć pary tej dawno na zawodach nie było widać razem. Taki mały KAM BEK?
Czworobok pojechany na dość dużym luzie dał Ewie prowadzenie w otwartym konkursie klasy L. Małe zamieszanie wprowadziła tylko Pani sędzina, nakazując obejrzenie Merido przez weterynarza, gdyż wydawał się nieregularny na czworoboku. Patrząc na lekkość w ruchach konia, a zwłaszcza wydatne dodania w kłusie, ciężko to było sobie wyobrazić, ale jak mus to mus. Badanie weta uspokaja "lekko zaniepokojoną" Ewę. Para może jechać kros. Merido w "terenie" pokazuje całe swoje doświadczenie. Nie może być inaczej jak przejazd na "0". Spokojny przejazd na parkurze zakłócają dwa dziwne rzuty ciała zawodniczki, które skutkują zrzutkami. 8 punktów karnych doliczonych do dorobku z czworoboku pozwala Ewie zachować jednak prowadzenie i wygranie w otwartej klasie L.
Zadowolony z zawodów wrócił także Jarek. Jego start na Portosie pokazał, że praca włożona zimą w praktycznie surowego konia idzie w dość dobrym kierunku. Koń na czworoboku prezentował się, co najmniej poprawnie. Dobry rysunek wyraźnie był jednak "zniekształcony" przy krótkiej ścianie (tej z podestem dla sędziów). Portos, mimo ogólnego dużego posłuszeństwa nie dawał się precyzyjnie prowadzić w tej części czworoboku. Oba narożniki były tu wyjeżdżane w odwrotnym ustawieniu, a jazda po linii środkowej przypominała ciąg w momencie zbliżania się do sędziego w literze C. Reszta placu była zupełnie ok. Wynik z ujeżdżenia nie powalił, ale ten koń widział czworobok drugi raz w życiu. Największe zadanie i test odwagi czekały Rudego na krosie. Ten jednak zdał egzamin celująco. Koń o praktycznie zerowym doświadczeniu skakał wszystko bez jakiegokolwiek zawahania i w równym rytmie. Zbyt zadowolony już Jarek pojechał parkur chyba zbyt mocnym tempem. Portos skakał dzielnie, ale zbyt ofensywne prowadzenie poskutkowało dwoma zrzutkami. Nie wprowadziło to jednak dużej zmiany w ogólnej bardzo dobrej ocenie zawodów. Jarek kończy zawody na pierwszym miejscu w klasie otwartej tego konkursu. Jest to, co prawda jedyny duży koń, który dotrwał do końca, ale pudło jest pudło.

Dekoracja konkursu to niestety nieporozumienie psujące ciekawe zawody. Po rozdaniu wszelkich możliwych nagród w konkursach "nie otwartych", gdzie triumfowała wszędzie zasłużenie rodzina Państwa Piaseckich reszta zawodników została po prostu olana. Bez odczytywania wyników zostali zaproszeni razem po odbiór flo. ŻENADA.

Jarek